"Masz dwóch synów i wnuka, im też rozwalimy łby, jak nie zostawisz sprawy magazynów” – taki SMS odebrała audytorka pracująca w Bumarze
(Duży Format 15.07.2019; rys. Rafał Kucharczuk)
Nie będę z wami rozmawiał, nie jestem już w zarządzie - krzyczy mężczyzna, wiek ok. 60 lat, wypakowuje przed domem zakupy z auta.
- Ale był pan – mówię. Stoję pod bramą posiadłości Jana Panka, byłego członka zarządu spółki zbrojeniowej Bumar Łabędy.
- Wiem, co jesteście warci! Wyborcza jest... tendencyjna! A moje postępowanie było prawidłowe!
- To dlaczego z magazynów Bumaru znikało tak dużo części - pytam.
- Jakich części? - Panek wzburzony podbiega do furtki. Z tyłu żona rzuca co chwilę: „Janek, daj spokój, zostaw, chodź do domu”. - Ktoś panu pierdoły naopowiadał, a pan drążysz temat! Chcesz pan stare części wkładać do nowych pojazdów? Głupoty pan opowiadasz!
- To były nowe części – odpowiadam.
- To jak żeś pan taki mądry to se je pan zamontuj! Sensacji szukacie!
- Dlaczego audytorka została zwolniona z pracy? - pytam spokojnie.
- Bo po prostu... ona wie, za co została zwolniona! Skończyłem z wami! Pan mnie nachodzi w domu, inwigiluje! - Panek wyjmuje telefon z kieszeni. – Mam wezwać policję? Już dzwonię!
Audytorka
W pokoju jest półmrok, pomieszczenie wypełnia papierosowy dym. Na fotelu siedzi kobieta, do której dostałem kontakt kilka miesięcy temu. Przyjeżdżam kilka razy, rozmawiamy wiele godzin. Nazwijmy ją 'audytorka', dla jej bezpieczeństwa nie mogę ujawnić jej nazwiska.
- Pracowałam w Bumarze od lutego 1989. Najpierw w laboratorium badań chemicznych i fizykochemicznych jako szeregowy laborant. Zawsze lubiłam chemię. Ale od początku się dokształcałam, więc szybko awansowałam na specjalistę technologa, potem na specjalistę do spraw ochrony środowiska. Zdobyłam certyfikaty audytora wewnętrznego, potem pełnomocnika BHP, środowiska i pełnomocnika do spraw jakości. To wszystko dało mi możliwość prowadzenia audytów wewnętrznych na terenie zakładu.
Po latach pracy w laboratorium trafia do Działu Kontroli Wewnętrznej, a potem do Działu Zarządzania Jakością i Środowiskiem. Jest ambitna i pracowita. Bumar funkcjonuje w zintegrowanym systemie zarządzania jakością ISO i wewnętrznym systemie kontroli WSK. Certyfikat ISO musi być odnawiany co dwa lata, bez tych systemów handel zagraniczny jest w zasadzie niemożliwy.
- Ta praca jest niewdzięczna i trudna. Trzeba być odpornym psychicznie, bo przecież zbieramy materiały, zadajemy pytania, kontrolujemy kolegów z pracy. Nikt tego nie lubi. Niektórzy zarzucali mi, że jestem zbyt skrupulatna, ale przez lata byłam za to doceniana. Ilekroć trzeba było przeprowadzić trudne analizy, szefowa chętnie korzystała z mojej wiedzy jako audytora.
Francuski oszust
Jeszcze pod koniec lat 80. Bumar produkował 30 czołgów miesięcznie. Do tego produkcja cywilna np. koparki, żurawie. W latach 90. zakład skomercjalizowano, produkcja stanęła. Z Bumaru zaczęto wydzielać spółki córki, które miały sobie same radzić na rynku. Eksperyment się nie udał, firmy nie były w stanie pozyskiwać zamówień, zadłużenie rosło, w końcu zaczęto je wcielać z powrotem do Bumaru. Jeszcze w 2010 Bumarowi udało się zdobyć kontrakt na dostawę czołgów dla Malezji, potem drugi w 2012 dla Indii. Ale 204 pojazdów za 1 mld pln do Indii nigdy nie dostarczono. Ostatnie lata to pasmo porażek. Rząd obciął budżet MON o 2 mld zł. Projekt nowego czołgu „Anders” upadł, drugi „Gepard” jest wstrzymany. Podwozia do armatohaubic „Krab” MON kupił od Samsunga, bo te dostarczone przez Bumar były wadliwe. Mniejsza liczba zamówień, problemy finansowe sprawiają, że Bumar chętnie wynajmuje swoje hale. Dziś na terenie spółki zbrojeniowej działa kilkadziesiąt firm prywatnych różnych branż. Firma nadal zatrudnia ponad 1100 pracowników.
Od lat zakład zajmuje się już tylko remontami starych wozów. Jedyny sukces to podpisany w 2015 kontrakt na modernizację 128 czołgów Leopard. MON jednak traci zaufanie do Bumaru. Dalsze prace serwisowe Leopardów mają się odbywać już w Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych w Poznaniu. W marcu MON ogłosił, że nie zleci Bumarowi modernizacji 300 czołgów T-72.
Może dlatego, że w Bumarze dzieją się dziwne rzeczy. W 2009 Grupa Bumar przyjmuje do pracy Pierra Konrada Dadaka, polsko-francuskiego biznesmena prowadzącego spółkę wraz z byłym wiceministrem MON Krzysztofem Węgrzynem. Dadak powołuje się na kontakty w Afryce, zapewnia, że ma możliwość załatwienia intratnych kontraktów. W rzeczywistości jest oszustem z udokumentowaną przeszłością kryminalną we Francji, powiązaniami z mafią marsylską i rosyjską. Mimo sygnałów od francuskich i hiszpańskich służb w Polsce nikt go nie sprawdza, nikt nie przesłuchuje. Dadak pracuje w Bumarze do końca 2012 roku, ale nawet po zwolnieniu utrzymuje kontakty z firmą. W lipcu 2016 zostaje aresztowany w swojej willi na Majorce wraz z kilkoma ochroniarzami - pracownikami BOR. Zostaje oskarżony o oszustwa podatkowe, pranie brudnych pieniędzy i nielegalny handel bronią z krajami afrykańskimi objętymi embargiem.
W 2017 ujawniono, że na jednej z zakładowych hal grupa pracowników przerabiała broń na potrzeby grup przestępczych. Śledztwo trwa, odzyskano kilkadziesiąt sztuk broni. Co dzieje się w największej polskiej firmie zbrojeniowej? Czy komuś zależy na tym by Bumar zniszczyć?