(Duży Format 11.08.2016)
Chciałem zgłosić doniesienie o przestępstwie – zatrzymuję patrol policji eskortujący marsz ONR-u. Jest popołudnie 1 sierpnia.
– Jakim przestępstwie?
– Propagowanie faszyzmu.
– Naprawdę? Gdzie? – patrol idzie jakieś 15 metrów od platformy prowadzącej marsz. Na niej dwóch członków ONR-u w ciemnych koszulach zapiętych pod szyję i czarnych spodniach. Na ramionach mają zielone opaski z falangami. Ramię i miecz. Obok nich wodzirej marszu, ubrany „nieoficjalnie”, jakby przed chwilą wyszedł zza biurka jakiejś korporacji, krzyczy do mikrofonu hasła, z których co któreś otwarcie wzywa do nienawiści. „Jeden pocisk – jeden Niemiec”, „Sierpem i młotem czerwoną hołotę” albo „a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści (choć zdaje się, że czasami również słychać, że syjoniści”).
– A nie widzi pan?
– Yyyy, dobrze, no dziękuję, zajmiemy się tym.
Obserwuję policjanta, idąc za nimi. Nie robi nic. Zatrzymuję więc kolejny patrol, znów zgłaszam przestępstwo.
– Aaa nie, wie pan, to na komendę pan musi.
– A panowie nic nie mogą?
– Nic.
Powiewają zielone oenerowskie flagi z falangami, opaski zielone mieszają się z biało-czerwonymi. W centrum zgromadzenia, ponad symbolami Polski Walczącej, łopoczą czarne sztandary z krzyżem celtyckim, w wielu krajach traktowanym na równi ze swastyką. Gdy pochód ruszył w kierunku Nowego Światu, sztandary z celtykami zwinięto i zastąpiono falangami. Nad pochodem unoszą się też liczne mieczyki Chrobrego – miecz owinięty biało-czerwoną wstęgą, zwykle na zielonym tle. Historią sięga lat 20., gdy był symbolem Obozu Wielkiej Polski. Członkowie OWP otwarcie głosili hasła antysemickie, pozdrawiali się salutem rzymskim. Już w 1933 roku władze sanacyjne zdelegalizowały znak i OWP. Wątpliwości co do rasistowskich konotacji symbolu nie miała organizacja Football Against Racism in Europe i UEFA, która zakazała pokazywania mieczy Chrobrego na stadionach Euro 2008, Euro 2012 w Polsce i w Ukrainie i ostatnio Euro 2016. Na czarną listę wpisano także znak toporła i falangi, oficjalnego symbolu ONR. Czarne toporły widać tu i ówdzie wśród uczestników marszu. Toporzeł zaprojektowano w latach 30. XX wieku jako symbol antysemickiej i antychrześcijańskiej grupy neopogańskiej Zadruga. Używano go, by znakować nieżydowskie sklepy. Tak by prawdziwy polski patriota przypadkiem nie kupił mąki czy jajek od Żyda. Teraz posługują się nim najbardziej skrajni nacjonaliści – neopoganie, np. z ugrupowania Niklot.
Dzwonię na 997.
– Chciałbym zgłosić przestępstwo. Propagowanie faszyzmu.
– Ale gdzie?
– Na marszu ONR-u.
– A gdzie on jest?
– Jak to gdzie? W Warszawie.
– I kto tam jest i co robi?
– Proszę pana, idzie tu kilkaset, może kilka tysięcy osób. Organizatorzy jawnie propagują faszyzm.
– A gdzie oni są teraz?
– Skręcili w Nowy Świat.
– To musi pan na komendę.
No to komenda.
– Będzie trzeba długo czekać, wie pan? Bo dziś bardzo dużo interesantów. - Rozglądam się po poczekalni, oprócz mnie jest jeden człowiek.
– Bardzo długo trzeba będzie czekać – funkcjonariusz patrzy mi wymownie w oczy.
– Poczekam, nie ma problemu.
Po godzinie zostaję zaproszony do pokoju.
– To jaki pan ma kłopot?
– Przestępstwo chciałem zgłosić. Propagowanie faszyzmu na ulicach miasta.
– Przez kogo?
– Przez organizatorów marszu.
– Jakiego marszu?
– Tego, co idzie właśnie przez Warszawę.
– A to ja nic nie wiem, nie orientuję się.
– Marsz oenerowski, właśnie idą Nowym Światem.
– I pan rozumiem, że ma jakieś pretensje do organizatorów? A kto jest organizatorem?
– ONR.
– A co to za skrót?
– Obóz Narodowo-Radykalny.
– Aha. I pan się czuje urażony tym marszem? Że oni propagują faszyzm? Ale to w pana odczuciu tylko czy ma pan jakieś dowody?
– Dowody? Tam jest ileś stacji telewizyjnych, dowody pan może zaraz w telewizorze obejrzeć. Jakbym zrobił zdjęcie organizatorom i zamienił na czarno-białe, to mógłbym je podpisać „Berlin 1933”!
– To ja zawołam starszego kolegę może.
Przychodzi funkcjonariusz starszy rangą, niezwykle uprzejmy. Opowiadam mu o brunatnych koszulach, celtyckich krzyżach i innych symbolach jasno kojarzących się z faszyzmem.
– Tylko że w naszym kraju nie ma symboli zabronionych.
– Czyli mogę swobodnie biegać po ulicach ze swastyką na plecach?
– Tak. Ale nawet jakby była zakazana, to nic by to nie dało. Wystarczy trochę zmienić kolor, kształt i nie udowodni pan, że swastyka to swastyka. Jest za to definicja propagowania faszyzmu. Ale oni jej nie wypełniają, my nie możemy nic zrobić. To jest dla mnie tak samo smutne jak dla pana. Są też na przykład znaki chronione prawem, jak flaga, godło. Takim znakiem jest też PW. Tylko co to znaczy znieważyć taki znak? Zauważył pan, że oni nigdy opaski PW nie noszą obok celtyka? Możesz mieć krzyż na plecach,
opaskę na ramieniu i wszystko jest OK. Dopiero jak połączysz graficznie jedno z drugim, to jest to przestępstwo. Ale oni to wiedzą i nikt tego nie robi. Swastyk też nie noszą, choć mogliby.
– To co musieliby zrobić, żeby pan ich mógł zatrzymać?
– Otwarcie nawoływać do wprowadzenia w Polsce faszyzmu. Do zmiany ustroju. Do mordowania Żydów, czarnych. Takie rzeczy. Dopóki tego nie robią, my mamy związane ręce.
– Krzyczeli, że na drzewach zamiast liści…wie pan. To nie jest nawoływanie do mordowania?
– Jest. Ale to za mało. Bo mamy ręce związane również w inny sposób. Polityczny. Kiedyś były szkolenia z rozpoznawania i postępowania z takimi ugrupowaniami. Dostaliśmy nawet książeczki instruktażowe, byśmy umieli odczytywać symbole. Bo tych jest dużo, czasami są zakamuflowane. Na przykład taki znak SS Totenkopf, nie wszyscy go znają. A kibice Legii wpisali go w swoje symbole. Ale tych szkoleń i książeczek już niema. Błaszczak zabrał. Rozumie pan?
– Aż za dobrze. Mam nieodparte wrażenie, że władza szkoli sobie przyszłe bojówki.
– To nie są przyszłe bojówki. To już są bojówki. Widzi pan, co się dzieje na Marszach Niepodległości. Powyciągali ich ze stadionów i stworzyli z nich wierną gwardię.
– Obawiam się, że prędzej czy później dojdzie do jakiejś konfrontacji.
– Bo tak będzie – wkrótce będziecie się z nimi bić na ulicach.
– Pana to nie martwi?
–Martwi. Tak samo jak pana.
Rozstajemy się w milczeniu.
Nie jestem warszawiakiem, choć w stolicy przemieszkałem ponad 13 lat. Nikt z mojej rodziny nie brał udziału w powstaniu warszawskim, nikt nie był w AK, nikt nie zginął w katowniach UB. Lecz 1 sierpnia był dla mnie zawsze dniem niezwykłym, ważniejszym niż każde inne narodowe święto. Jeszcze parę lat temu, gdy otwierałem okno, na moim osiedlu można było usłyszeć od rana powstańcze piosenki. Czasami włączałem sobie Lao Che „Powstanie Warszawskie”. „Wiara się rozkrochmala / wilczur się oźlił i piekło podpala”, śpiewają w utworze „Stare Miasto”. Potem o siedemnastej zawsze wychodziłem na najbliższe duże skrzyżowanie i czekałem, aż wszystko się zatrzyma. Ale tego dnia już nie ma.
Wróciwszy z komendy, opublikowałem na Facebooku moje rozmowy z policjantami. W ciągu jednej nocy pojawiły się tysiące udostępnień i setki komentarzy. Także te obrażające mnie w ordynarnych słowach i wyśmiewające to, co zrobiłem. Autorzy tych wpisów przekonywali, że faszyści nigdy nie mordowali ludzi, że celtyk to wszakże symbol chrześcijański, swastyka to hinduski znak szczęścia, a hajlowanie to nic innego jak starożytny salut rzymski. Wdepnąłem.