Szprotawa importuje śmierć
Reportaż | 13 sierpnia, 2024
ŁĄCZĘ SŁOWA

„Na drzewach wiszą klepsydry – coraz więcej nazwisk młodych ludzi. Chcemy wiedzieć, czy to przez wysypisko”

(Duży Format 23.10.2017)

2014 rok. W Szprotawie kwitnie na czarno handel farbami olejnymi, nitro, piankami poliuretanowymi i innymi chemikaliami z budownictwa. Można kupić tanio nawet tysiąc litrowe, puste pojemniki na niebezpieczne substancje. Tanio, jak za śmieci. Propozycję zakupu dostaje Krzysztof Skiba, mieszkaniec Szprotawy.

- Dziwne pomyślałem. - mówi Skiba - Zacząłem się temu przyglądać.

Wiosną 2015 na lokalnym skupie złomu Skiba znajduje dziesiątki tajemniczych beczek. Wiele z nich ma zamazane etykiety, ale niektóre daje się odczytać: dichlorometan, szybko parująca substancja o właściwościach kancerogennych, wysoce niebezpieczna dla skóry i oczu. Na innych beczkach widać wyraźnie widać symbole trupich czaszek, wykrzykniki na innych chińskie napisy.

- Skąd to? - pyta.

- Z wysypiska - mówią pracownicy.

W tym czasie mieszkańcy Szprotawy skarżą się na narastający słodkawy smród, pieką  ich oczy, kaszlą i mają zawroty głowy.

Pobicie

Latem 2015 Skiba fotografuje szlam wyciekający przez ogrodzenie składowiska na drogę publiczną i sąsiadujące pola uprawne. Dokumentuje przewracające się ogrodzenie, osuwiska śmieci, plamy po odciekach, usychające drzewa i dziwne tymczasowe nasypy na drodze. Zawiadamia radę miejską, ta zwraca się do burmistrza, by zarządził kontrolę.

- Przyjechałem po dwóch tygodniach i było jeszcze gorzej, szlam lał się na drogę. Nabrałem trochę tych odcieków do butelki. Wtedy z zaparkowanego TIRa wyskoczył kierowca i rzucił się na mnie. Chwilę później przybiegł kierownik wysypiska.

Skiba zostaje pobity, ma rozdartą kurtkę, uszkodzony motor.

- Jak będziesz wnikał w działalność wysypiska to stanie ci się krzywda! – słyszy Skiba.

Cztery razy dzwoni na policję, ta przyjeżdża po godzinie. W tym czasie napastnicy uciekają, TIR wjeżdża na teren składowiska, na placu gaśnie oświetlenie. Policja nie próbuje nawet wejść na teren. Skiba jeżdzi pod wyspisko jeszcze wiele razy. Czasami w nocy. Widzi światła latarek, słyszy głosy i stukanie opróżnianych beczek. Jednego dnia na początku 2016 roku naliczył 156 ciężarówek które wjechały na wysypisko. Rejestracje polskie, ale i francuskie, niemieckie.

- Miałem kilka przypadków, że ciężarówka chciała mnie zepchnąć z drogi, więc na jakiś czas odpuściłem. Zrobiło się niebezpiecznie, a ja mam rodzinę przecież.  - mówi mi.

Skiba mieszka na szprotawskim osiedlu Sowiny, nieco ponad 1km od wysypiska. Ma 47 lat. Kiedyś wojskowy, absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej w Pile, dziś pracuje w branży budowlanej. Na początku 2016 Skiba fotografuje węże którymi odcieki z wysypiska wylewane są na sąsiednie pola. W maju tego roku znów fotografuje, znów zgłasza sprawę do miasta. W czerwcu pod swoim domem widzi auta na francuskich rejestracjach, jacyś ludzie obserwują jego dom, wskazują palcami. Kilka dni później ktoś przerysowuje gwoździem bok jego auta. Idzie na policję. Słyszy, że jego zgłoszenie pobicia sprzed roku zniknęło z archiwów.

- Nie ma żadnego nagrania, a dzwoniłem cztery razy.

Pożary

Wysypisko widać z podwórka domu moich rozmówców.

- Nie potrzebujemy w sypialni lampy nocnej, tak czasami świeci z wysypiska, gdy w nocy robią - śmieje się mieszkanka Sowin, dzielnicy Szprotawy. Do wysypiska ma jedynie 270m.

- Gardło boli, oczy szczypią, w głowie się kręci, z nosa się leje. Ale jak udowodnię, że to od wysypiska? Jak jest wiatr północny, północno-zachodni to trzeba uciekać z podwórka. Okna szczelnie pozamykane i siedzimy w domu, wyjść się nie da. Albo wyjeżdżamy. Jak zachodni, to na centrum miasta leci. Ale najgorsze te pożary. Któregoś razu obudziłam się w nocy, w domu pełno dymu, myślałam że chałupa się pali. Ale wyszłam na podwórko i było czarno o dymu. Wiało w naszą stronę akurat.

Pożar na wysypisku wybucha w niedzielę, 27 sierpnia pod wieczór. Płonie pół hektara śmieci niewiadomego pochodzenia. Słup czarnego dymu widać z daleka, chmura szybko dryfuje w kierunku Szprotawy, niesie się na 5 km . Gasi go siedem zastępów straży. Nikt jednak nie informuje mieszańców Szprotawy o zagrożeniu, nie ma komunikatów w mediach, nie ma działań lokalnego centrum kryzysowego, nikt nie ogłasza zagrożenia na ulicach. Na stronie miasta pojawia się wieczorem jedynie krótki komunikat. Mieszkańcy informują się na facebooku: „Zamykać okna! Wysypisko płonie!”.

- Było jak na wojnie. Nagle coś walnęło. Myśleliśmy, że na poligonie ćwiczą [kilkanaście km dalej brygada kawalerii pancernej ma poligony]. Wychodzę, patrze a tu dym leci z wysypiska. To te beczki wybuchały – mówi mieszkanka Sowin.

Następnego Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska wydaje komunikat. :„próbki powietrza nie wykazały wartości stwarzających zagrożenie dla zdrowia mieszkańców”. To pierwszy pożar w tym roku. Ale w zeszłym wysypisko płonęło trzykrotnie.

- Jesteśmy tak blisko, że słychać , jak stróże gadają na wysypisku. W nocy pracują, a przecież naszych komunalnych wtedy nie przywożą. Przez 15 lat urosła wielka góra. Przecież to nie ze Szprotawy. Ptaków mnóstwo, wielkie kruki, roznoszą śmieci po lasach, często szczątki zwierząt można znaleźć – mówi mieszkanka Sowin. - Wcześniej woda w studni była smaczna. Nadal wygląda na czystą, ale już nie jest dobra. Od dwóch lat wodę do picia kupujemy w sklepie.

czytaj cały reportaż

Przepraszam, gdzie tu faszyzm?
Otwórz się na gwałt